☄️ Górski Szlak W Poprzek Zbocza
Stalowy szlak; Zwierzęcy szlak to męki znak; Przetrzeć szlak; Szlak wodny; Najsławniejszy szlak turystyczny w nowej zelandii; Dolina, szlak do toussaint; Amiradżibi-stawińska - reżyserka filmu dokumentalnego "żelazny szlak" Nieczynny szlak; Tak nazywają nieczynny szlak; F16 górski szlak w poprzek; Przecierać szlak; Szlak; trendująca
O szwajcarskich górach. Największym łańcuchem górskim w Szwajcarii są Alpy. Na północ od nich ciągnie się Wyżyna Szwajcarska, która na północnym zachodzie ograniczona jest przez góry Jura. Najwyższym szczytem Szwajcarii jest Dufourspitze, góra ta liczy 4634 m n.p.m. Szwajcaria to przede wszystkim wspaniałe krajobrazy, które
zbocza gór ★★★ UPŁAZ: rodzaj zbocza górskiego ★★★ ZEBRA: pasy w poprzek trasy ★★ denwerek_m: DNIEPR: płynie po nocach w poprzek ★★★★★ sylwek: DZWONO: kawałek śledzia pociętego w poprzek ★★★ LAWINA: stacza się ze zbocza góry ★★★ ZORBING: stoczenie się ze zbocza w kuli z plastiku
usypisko skalne u podnóża góry. luźne odłamki skalne u podnóża góry. góry przenosi i czyni cuda. góry w Maroku. bezleśne zbocze górskie. trawiaste, łagodne zbocze góry. obszar niewielkich wzniesień poprzedzający właściwe góry. szlak w poprzek zbocza góry. goryl, szympans, mandryl, kapucynka, pawian, koczkodan, rezus, wyjec.
Główny Szlak Beskidzki – krótki opis szlaku. Główny Szlak Beskidzki im. Kazimierza Sosnowskiego to najdłuższy turystyczny szlak w polskich górach i tak jak GSS czy GSŚ znakowany jest kolorem czerwonym. Wiedzie przez beskidzkie pasma górskie, ale pomija Beskid Mały, Makowski i Wyspowy, jednak można to nadrobić, wyruszając na
Dronningstien. Dronningstien to jeden z piękniejszych szlaków w Norwegii. Jest to także ulubiony szlak HM Królowej Sonji. Szlak znajduje się pomiędzy miejscowościami Kinsarvik i Lofthus i oferuje wspaniałe widoki na fiordy. Długość trasy: 16 km Czas: 6-7 godzin Różnica wysokości: 900 m Trudność: Wymagający.
Hasło do krzyżówki „szlak górski biegnący w poprzek zbocza góry lub ściany skalnej” w słowniku krzyżówkowym. W niniejszym leksykonie definicji krzyżówkowych dla wyrażenia szlak górski biegnący w poprzek zbocza góry lub ściany skalnej znajduje się tylko 1 odpowiedź do krzyżówki.
Wodospad Szklarki to jedna z większych atrakcji rejonu Szklarskiej Poręby. To drugi co do wysokości wodospad w polskich Karkonoszach. Jest piękny, zgrabny i powabny, a szlak do niego wiedzie nową, dobrze utrzymaną ścieżką. Możliwy jest też wjazd wózkiem. Warto się tu wybrać, zwłaszcza jesienią. In Góry.
Orla Perć to górski szlak, w polskich Tatrach Wysokich. Początkiem Orlej Perci jest Zawrat - przełęcz w Tatrach Wysokich położona 2159 m nad poziomem morza.
Trasa nr 1 przez Myślenickie Turnie. Szlak na Kasprowy Wierch rozpoczyna się w Kuźnicach. Kierujemy się w stronę zielonego szlaku, który prowadzić nas będzie wzdłuż, a właściwie pod kolejką linową PKL Kasprowy Wierch. Trasa dedykowana jest na 3 godziny i można ją podzielić na dwa etapy. Etap pierwszy to wędrówka z Kuźnic do
W zróżnicowanym dla Sudetów świecie ptaków, na terenie wzgórz występuje: jarząbek, włochatka, pluszcz, krzyżodziób świerkowy, kilka gatunków jastrzębi. Komunikacja. przez wzgórza prowadzą w poprzek trzy drogi lokalne. Dolinią Włodzicy u podnóża południowego zbocza prowadzi szlak kolejowy
Olimp to najwyższy masyw górski w Grecji, który w mitologii uważany był za siedzibę bogów. Wyrasta on na niemal 3000 m nad samym brzegiem Zatoki Salonickiej, a jego najwyższy szczyt - Mitikas wznosi się na wysokość 2918 m n.p.m., pozostałe zaś szczyty to Skolio 2911 m n.p.m., Stefani 2909 m n.p.m. i Skala 2866 m n.p.m. Deniwelacja między centrum miejscowości Litochoro a
CvjH. 2 Alpenblumen promenade : Z Kreuzboden do Saas Almagell (2478 m 3hKolejny szlak jest jednym z moich ulubionych w całej dolinie Saas. Przejście tej trasy to trochę jak wycieczka w Tatry, ale bez tłumu turystów i w większej skali. Zaczynamy w Kreuzboden, popularnej stacji kolejki linowej powyżej miejscowości Saas Grund. Przechodząc cały szlak rozpoczniemy z wysokości 2397 m osiągniemy maksimum na 2478 m a skończymy na zaledwie 1670 m Cechą specyficzną tego szlaku jest fakt, że prowadzi on przez większość czasu w poprzek góry, trawersując zbocze. Turysta, poza chwilowymi podejściami i zejściami, idzie zasadniczo po mało nachylonym terenie, łagodnie w stacja kolejki Kreuzboden może zatrzymać nas na dobrych… kilka godzin. Tak, to nie pomyłka – Kreuzboden jest popularnym punktem biwakowym dla okolicznych mieszkańców, którzy ściągają tu z całej doliny bo rozłożyć się nad brzegiem jeziorka i podziwiać niesamowite widoki na położoną w oddali dolinę Saas. Wokół Kreuzboden wytyczono ścieżkę edukacyjną, która pozwoli trochę lepiej poznać Alpy i ich miejsce przepiękne widokowo i kwiatyMy jednak ruszamy dalej, podążając za strzałką kierującą nas do Almegelleralp. Już po kilkunastu metrach przekonamy się, że wzdłuż wzdłuż całej trasy rozstawiono kilkadziesiąt tabliczek informacyjnych przedstawiających najważniejsze alpejskie kwiaty i ich charakterystykę. Stąd zresztą nazwa szlaku: Promenada Kwiatów Alpejskich (Alpenblumen Promenade). Część kwiatów rozpoznamy z naszych rodzimych gór, część z ogródków skalnych, zdecydowana większość to jednak gatunki typowe dla Alp, część to gatunki endemiczne występujące tylko w dolinie Saas. Wiosna w Alpach. Cudowny się przy każdej tabliczce tracimy mnóstwo czasu – to ważna informacja dla wszystkich planujących wycieczkę. Na przejście trasy załóżcie więcej czasu, niż wynikałoby to z jego długości i ukształtowania przerzucony nad strumieniem mostek turysta podąża w kierunku skalistego grzbietu Triftgratji. Cały czas idziemy odkrytym, bezdrzewnym zboczem, zatem nic nie zasłania widoków na dolinę Saas i położone dalej szczyty Alphubel i Allalinhorn. Dla amatorów fotografii jest to trasa – na kilkudziesięciu minutach wchodzimy na teren skalisty, na którym zalegają olbrzymie bloki skalne kruszące się ze zbocza góry. W celu ochrony położonej niżej miejscowości Saas Grund w poprzek zbocza zamontowano stalowe bariery mające powstrzymać ewentualne lawiny kamieni. Ten odcinek szlaku dodatkowo chroniony jest rozciągniętą w formie barierki liną. Przejście pomiędzy gigantycznymi głazami, które z niewiadomych przyczyn jeszcze nie oberwały się by polecieć z łoskotem w dół, dostarcza dużej dawki adrenaliny. To także wyśmienita lekcja terenowa na temat procesów geologicznych i klimatycznych zachodzących w górach (wietrzenie skał).Bariery przeciw lawinom trasa to czysta przyjemność. Pokonując kolejny grzbiet górski turysta będzie w stanie uchwycić położone kilkanaście kilometrów dalej sztuczne jezioro Mattmark, które szerzej opisałem na poprzedniej stronie. Idąc dalej, będzie jeszcze bardziej malowniczo. Widok drewnianej górskiej chaty na tle ośnieżonych szczytów zostaje w pamięci na długie tygodnie. To znakomite miejsce, by zrobić sobie przystanek i pokontemplować majestatyczne piękno gór. W tle słyszymy dzwonki pasących się owiec i łagodne podmuchy ciepłego, letniego – restauracja Almagelleralp położone jest w dolinie o tej samej nazwie. Charakterystyczny budynek o czerwonych okiennicach widzimy już z oddali. Od tego momentu czeka nas dość długa i żmudna droga zakusami w dół doliny. Wysiłek wynagradzają niezapomniane widoki na dolinę i położone wyżej szczyty. Szczególnie polecanym czasem na wycieczkę jest późna wiosna lub wczesna jesień, gdy kolory w dolinie są intensywne, a słońce operuje nieco łagodniej. Polecam tą firmę w walce o odszkodowanie. Mi realnie pomogli odzyskać pieniądze...Almagelleralp – schronisko i restauracja w odcinek trasy prowadzi znów dość ostro w dół, początkowo wzdłuż strumienia, potem przez las, w kierunku miejscowości Saas Almagell. Zmęczonym podróżnikom polecam zejście do strumienia i zanurzenie zmęczonych stóp w lodowatej wodzie. Naturalna krioterapia naprawdę regeneruje nogi i redukuje potencjalne pęcherze. Ostatnim wartym wspomnienia momentem na trasie jest olbrzymi wodospad, jaki mijamy na obrzeżach Saas Almagell. Ci odważniejsi mogą się tu zdecydować na kąpiel od stóp do Szlak Pięciu Jezior (Five Lake Hike), Zermatt, dolina Mattertal (2537 m 4hPrzenosimy się do kolejnej doliny położonej ciągle w Alpach Pennińskich: do doliny Mattertal. Punktem wypadowym jest miasto Zermatt, ikona Alp Szwajcarskich. Z miasteczka kolejką linową (lub o własnych siłach) zdobywamy stację kolejki górskiej Sunnegga. Kilkadziesiąt metrów dalej naszym oczom ukazuje się pierwsze i najbardziej oblegane górskie jezioro na szlaku: Leisee. Zauważamy, że w jeziorze możliwa jest kąpiel, wokół jeziora dozwolone jest rozpalenie grilla. Rozwinięta infrastruktura – plac zabaw, drabinki, barierki, czynią to miejsce przyjaznym dla rodzin z położone jest około stu metrów poniżej punktu widokowego Sunnegga. Zamiast schodzić w dół i tracić wysokość, polecam zostawić sobie odwiedziny nad jeziorem Leisee na koniec wycieczki, a teraz wyruszyć dalej w kierunku jeziora Stellisse i schroniska prowadzi początkowo wzdłuż słupów kolejki linowej, która wdziera się brutalnie między skały. Okolice Zermatt są dość silnie poprzecinane wyciągami narciarskimi, całość robi momentami przygnębiające wrażenie. Szczęśliwie ścieżka porzuca w końcu trasę kolejki linowej by zniknąć na kolejnym grzbietem górskim. W dole dostrzegamy lazurowe wody kolejnego jeziora – Grindjisee. Gdy obejrzymy się za siebie, dostrzeżemy sylwetkę najsłynniejszej góry świata – ikonicznego szlaku zorganizowano liczne punkty widokowe i biwakowe, na których turysta może zregenerować siły a także dowiedzieć się czegoś więcej o poznawanym terenie, czytając informacje zamieszczone na tablicach informacyjnych. Najładniejsze jezioro w całych Alpach Szwajcarskich?Jezioro Stellisee to jedno z najpiękniejszych jezior górskich na świecie. I nie, nie jest to przesada. Krystalicznie czyste wody jeziora rozlewają się w niecodziennej scenerii. Patrząc na zachód dostrzeżemy bez problemu trójkątny szczyt Matterhorn odcinający się wyraźnie na tle innych gór. Patrząc na wschód i na południe, widzimy zarys schroniska Fluhalp i dalej przykryty lodowcem masyw Monte Rosa – najpotężniejszy masyw górski całych Alp. Jezioro jest na tyle czyste i na tyle głębokie, że bez problemu można tak napić się z niego wody jak również wykąpać. Uwaga – woda jest lodowato zimna!GrindjiseeZ poziomu jeziora Stellisee możliwy jest marsz dalej w górę, do schroniska Fluhalp, albo powrót w dół okrężną trasą. Wybieramy odbicie w dół i po kilkunastu minutach naszym oczom ukazuje się kolejne jezioro o niezwykłym kolorze – Grindjisee. W odróżnieniu od poprzednich zbiorników, to jezioro jest dużo mniejsze i płytsze, zasilane tylko niewielkimi strumieniami spadającymi z sąsiadujących zboczy górskich. Całość przypomina oazę wciśniętą między ośnieżone i skaliste niedostępne szczyty. Odwiedzając to miejsce wczesnym rankiem można spróbować uchwycić sylwetkę Matterhornu odbijającą się w spokojnej tafli jeziora. Raj dla fotografów…Grindjisee najlepiej odwiedzić późną wiosną. Zieleń jest wówczas soczysta, pięknie kontrastuje z bielą górskich i MosjeseeJeśli nie macie całego dnia na wędrówkę lub siły zaczynają Was opuszczać, nadkładanie drogi do jeziora Grunsee będzie kiepskim pomysłem. W porównaniu z urodą poprzednich zbiorników, czwarte jezioro na szlaku jest zwykłym przeciętniakiem. Dodatkowo wrażenia estetyczne rujnuje odkryte wyrobisko skalne w tle i wszechobecne liny i kable poprowadzone w kierunku kopalni. Wbrew nazwie, woda w jeziorze wcale nie ma silnie zielonego zabarwienia. A może wszystko zależy od pory dnia i roku, kąta padania promieni słonecznych i jeszcze innych zmiennych? Jak by nie było, obszar jeziora Grunsee stanowi rezerwat przyrody i z pewnością trzeba odnotować go jako ważny punkt na Szlaku Pięciu . Krajobraz psują nieco liczne ślady działalności piąte i ostatnie odwiedzane jezioro jest zbiornikiem sztucznym, w którym kąpiel jest niemożliwa. Jego wody powstrzymywane śluzą mają silnie lazurowy kolor. Także z tego miejsca możliwe jest wypatrzenie majestatycznego wierzchołka koniec wycieczki w Alpy Szwajcarskie wracamy nad jezioro, które widzieliśmy na samym początku. To idealne miejsce na regenerację po trudach całodziennej wędrówki. Na brzegach jeziora Leisee rozłożono leżaki, wokół nie brakuje miejsc na rozłożenie koca. Pod koniec dnia tłumy przerzedzają się i nad wodą robi się przyjemnie spokojnie. Z uwagi na mniejszą wysokość i duże nasłonecznienie, pod koniec dnia w okolicy jeziora jest też zauważalnie cieplej. Z okolicznych wzgórz uchwycimy znakomitą panoramę na wiele okolicznych szczytów, wliczając oczywiście wielokrotnie wspominany Matterhorn. Osoby bardziej romantyczne mogą poczekać na nadchodzący cichy zachód nastroje nad jeziorem podane przeze mnie czasy przejścia są orientacyjne, zakładają dobrą formę fizyczną i nie uwzględniają przystanków na odpoczynek. W nawiasach zaznaczyłem też najwyższą wysokość z jaką spotkamy się na danym w góry, a już na pewno w Alpy Szwajcarskie, zawsze sprawdź pogodę i spakuj się odpowiednio do warunków. Pomogłem? Zainteresowałem? Doceniasz to, co robię? Podziękuj mi osobiście dołączając do grona fanów na Facebooku - dla Ciebie to jedno kliknięcie, u mnie tyle radości :) A jeśli jesteś dopiero pierwszy raz na blogu, to najlepiej zacznij od TEJ STRONY
O wejściu na Przehybę, gdzie zaczynamy wędrówkę, przeczytacie tutaj. *** TRASA WYCIECZKI: PRZEHYBA – RADZIEJOWA – WIELKI ROGACZ – POKRYWISKO – BIAŁA WODA – JAWORKI Chora bym była, gdybym nie próbowała wgramolić się na Radziejową o wschodzie słońca, dlatego też dźwięk budzika przeszył noc już o czwartej minut trzydzieści. Rozgryzienie warunków zajęło mi ułamek sekundy. Śnieg prószył w najlepsze, wschodu z tego nie będzie, zatem można jeszcze na chwilkę wrócić do pozycji horyzontalnej i zakonspirować się w ciepłym śpiworze. A potem zjadł mnie leń. Schronisko na Przehybie Zamiast wstać o i po godzinie ruszyć na szlak, tak by zdążyć zrealizować całą zaplanowaną trasę, to wytoczyłam się z wyra z dwugodzinnym opóźnieniem. Trochę z lenistwa, trochę dlatego, że uwierzyłam w norweską prognozę pogody, która wieściła rozpogodzenie w południe. Wyjście ze schroniska o miało zagwarantować nam sukces widokowy w rejonie Radziejowej tudzież Wielkiego Rogacza. Moje ślady 😀 Czerwony szlak pomiędzy Przehybą a Radziejową zajmuje około półtorej godziny. W naszym przypadku było to dokładnie 1 h 50 min i winię za to śnieg. Oj nasypało troszkę w nocy i mimo, że białe sięgało ledwie kostek, to poczułam co znaczy brodzenie w świeżym sypkim puchu. Mięśnie pracują na większych obrotach, co dało się wyczuć już przy pierwszym delikatnym podejściu. Aż wstyd przyznać, że ledwo doczłapałam się na Radziejową, choć odcinek nie jest przecież ani wymagający ani stromy. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że nie zawsze z rana mam powera, czasem muszę się rozchodzić, rozbudzić. No i byłam lekko zaziębiona. Przehyba Tak czy siak, w owym sypkim śniegu poruszałam się jak mucha w smole i generalnie musiałam przełknąć gorzką pigułę, jaką okazało się sapanie kilka metrów za Tomkiem. W innych warunkach zawsze śmigałam przed nim, nawet często musiałam przystawać, co by chłopak nie zgubił się sam w drodze. Teraz byłam słabsza. Idę przodem. Tylko na potrzeby zdjęcia… 😉 Radziejowa Na szczęście humorek mnie nie opuszczał, głównie za sprawą głupkowatego snu o Nandze. Tak to leciało: – Jak wrócimy z Beskidów to jadę z Maciaszkiem na Nangę – rzekł stanowczym głosem Tomek. – Że co? – Słyszałaś. Chcemy zdobyć szczyt jeszcze zimą. – Ale ty przecież nie masz żadnego doświadczenia! Nawet w Tatrach zimą nie byłeś, że już nie wspomnę o Alpach czy innych Himalajach. – Toteż dlatego tu jestem i się wprawiam na Radziejowej. – Ocipiałeś do reszty? A Maciaszek to nawet raz życiu w górach nie był! – No i co z tego? Ale ma kondycję. Biega 3 razy w tygodniu. – Chyba cię pokiełbasiło! Też mi kondycja… A gdzie doświadczenie? Poza tym, dopiero co wczoraj Bielecki zleciał na Nandze, doznał jakiejś kontuzji i zakończył wyprawę, a ty chcesz się pchać na metrów?!? Zimą!?! – No i co, że Bielecki nie wszedł. My mamy dobry plan, więc nie ma opcji żeby się nie udało. Bielecki nie miał planu. Acha, jedziesz z nami. Ja się już umówiłem z Maciaszkiem, że będziemy w parze, ale spokojnie, znalazłem ci na Internecie koleżankę na wyprawę. Tu nastąpiła prezentacja bladej i wątłej dziewuchy. Zdecydowanie bardziej przypominała bibliotekarkę niż sportsmenkę. – Cześć. Ania jestem. Będziemy się razem wspinać na Nangę. – Yyyyy. Cześć – odparłam niepewnym i mało ujmującym tonem. – A tak z ciekawości, jakie masz górskie doświadczenie? – Za dzieciaka byłam z rodzicami w Pieninach. W Tatrach to tylko spacerek nad Morskie Oko i dolinki, ale jestem zapisana do grupy Tatromaniaków na FB. Nie masz co się obawiać, jestem dobrze przygotowana, czytałam kilka książek i wiem o co chodzi w tym całym himalaizmie. Zanim wybudziłam się na dobre, w Nanga Dream rozhulała niezła awanturka, ale to już historia, która pozostanie w ciemnych zakamarkach mojej podświadomości. Tu i teraz realizowała się Radziejowa Dream i moja mała walka ze słabym organizmem. Głupawka i regularnie powracające wybuchy śmiechu odbierały i tak mizerne pokłady energii, więc nic dziwnego, że widok drewnianej wieży przywitałam z ulgą. 1262 m + 20 m gratis Mroźno i trochę straszno tam 😉 Kolejne stopnie ku platformie widokowej pokonywałam ze świadomością, że nagrody za to nie będzie. A należałaby się, bo nie dość, że pieroństwo strome to jeszcze oblodzone. Zabawne, że w Tatrach eksponowane miejsca nie robią na mnie większego wrażenia (przynajmniej w większości), a ta drewniana konstrukcja przyprawiła mnie o dreszcze i niepokój związany w koniecznością pokonania jej raz jeszcze, tym razem w dół. Jak widać dużo nie widać 😉 Widok w stronę Przehyby W stronę Pasma Jaworzyny Krynickiej i Beskidu Niskiego… Nareszcie! Od dawna chciałam tu być! Chcica na Radziejową była w dużej mierze następstwem wrażenia jakie zrobiły na mnie zdjęcia z kalendarza, wypełnionego przepięknymi zbliżeniami na Tatry z Beskidu Sądeckiego, Pienin i Podhala. Z kalendarza, który z powodzeniem wisi u mnie już trzeci rok i będzie tak wisiał, do czasu aż dorwę ładniejszy tudzież w końcu dopasuję ramki na wybrane kadry. Siekło mordę mrozem 😀 Na wieży nie było tak sielankowo i widokowo, jak to sobie wymarzyłam. Szczerze mówiąc wypizgało mnie dokumentnie! Do tego stopnia, że zrobiłam kilka zdjęć na odpierdol, wciągnęłam łapawice na odmrożone paluchy i czmychnęłam w dół z maksymalną prędkością, jaką można było rozwinąć na zmrożonych stopniach. Gorąca herbata (już w dole) nie złagodziła drgawek. Jedyna nadzieja w ruchu, trzeba było wprowadzić mięśnie w obroty, by jakoś ogrzać zmarznięte ciałko. Zadziałało po kilku minutach. No schodzę, już schodzę… Wieżę postawiono w 2006 roku i ponoć rozciąga się z niej rozległa panorama na wszystkie strony. Hmm. Nie rozpaczałam szczególnie wybitnie. Raczej skupiałam się na przyjemnościach związanych z powrotem ciepła. Hell yeah, uroki zimy! Nagle pomiędzy drzewami ujrzałam widok, który wprawił mnie w osłupienie. O w mordę, widać Tatry! Przez chwilę wahałam się: cofnąć tyłek na Radziejową czy nie cofnąć. Widmo powrotu na górę i ponownego spotkania z wieżą, na której hula pizgawica, zniechęciło mnie do drugiego ataku. Poza tym na takie zabawy nie było czasu, jeśli chciałam jeszcze tego dnia zdobyć Wysoką. A chciałam. Wylazły! Jakieś 10 minut po opuszczeniu Radziejowej… Udokumentowany! 😀 Wyglądało na to, że nieco niżej panorama otworzy się całkowicie, obiecująco prezentowało się również zbocze Wielkiego Rogacza (1182 m), na który zmierzaliśmy. I faktycznie, po chwili fociłam jak szalona, ale wpierw zaliczyłam pierwszą potężną „glebę”. Nawet mnie to ubawiło, dopóki nie zobaczyłam białego obiektywu. Ups, czyszczenie szkła pochłonęło kilka chusteczek. W drodze na Wielki Rogacz Tatry oraz Pieniny z Wielkiego Rogacza Wąziutki kadr, a w nim aż 8 szczytów z WKT – Sławkowski, Łomnica, pod nią Kieżmarski, dalej Durny, Baranie Rogi, Lodowy, Ganek oraz Wysoka. Tatry Zachodnie. Po lewej nasze Czerwone Wierchy i Giewont. Radziejowa I nagle zima stała się bajkowa. Biały puch pod nogami wkurzał jakby mniej, a ośnieżone choinki i Tatry w tle pięknie współgrały z niebieskim niebem. Gdyby tak śniegu było po pas to na stówę padłabym z wrażenia! I ze zmęczenia… W każdym razie odcinek Radziejowa – Wielki Rogacz minął pod znakiem rozkwitającej fascynacji górską zimą, a fragment niebieskiego szlaku przez Mały Rogacz na okiełznywaniu rozbuchanych emocji. Tak można wędrować 😀 Dopiero zimą widać ile dziczyzny biega po górach. Ślady czasem biegną wzdłuż szlaku, częściej przecinają go w poprzek. Duże, małe, pojedyncze, mnogie, do wyboru do koloru. Wkrótce znów dotarliśmy do rozstaju szlaków i ruszyliśmy za czerwonymi znakami prowadzącymi do wsi Jaworki, położonej u podnóża Pienin. Im niżej byliśmy, tym większe lodowisko robiło się pod stopami. Każdy krok wymagał uwagi, co i tak nie uchroniło nas w systematyczne wpadanie w poślizg. Szybko trafiliśmy do kolejnego wizualnego eldorado, a mianowicie na Pokrywisko. Według mapy to szczyt o wysokości 975 m w bocznym grzbiecie Pasma Radziejowej. Jednak w terenie trudno zorientować się, że właśnie zdobyło się jakieś wypiętrzenie. Wierzchołek jest mało wybitny, raczej ma się poczucie, iż jest się na grzbiecie lub wręcz polanie. Dawniej były tutaj pola i pastwiska, obecnie zbocza powoli zarastają. Na Pokrywisko! Pokrywisko Trzy Korony W tle Pilsko oraz Babia Góra Spacer z Pokrywiska poprzez Ruski Wierch oraz zbocza Jasielnika jest bardzo widokowy. W wyższych partiach widać tatrzańskie szczyty, później można skupić się na tym co widnieje na pierwszym planie, a jest to bardzo smakowity widok na pasmo Pienin. Pinińsko-tatrzańska mieszanka Na stokach Jasielnika. Widok na Pieniny, w dole zabudowania Jaworek. Radziejowa Szybko przekraczamy niewidoczną granicę, tym samym opuszczając rejon Beskidu Sądeckiego na rzecz Pienin. Mijamy rezerwat Biała Woda i strzelistą Smolegową Skałę. W tym miejscu brutalnie ucinam relację, bo o zmaganiach z Wysoką i podstępnych niczym żmije Pieninach opowiem następnym razem. Smolegowa Skała Rezerwat Biała Woda w Jaworkach Pozdrawiam, Madzia / Wieczna Tułaczka *** Tu też jest fajnie: Facebook Instagram
górski szlak w poprzek zbocza